Jelenie kolo Antoniow
Po
tej długiej opowieści o dziadku rozumiesz, jakiego rodzaju zaufanie
mieliśmy i jak blisko oboje mieszkaliśmy razem. Nie potrzeba więcej
słów. Rozumieliśmy się, ponieważ wiedzieliśmy, co czuje druga
osoba, chociaż byłem małą dziewczynką w wieku piętnastu lat, a
on już był starcem.
Pewnego razu jesiennym popołudniem poszliśmy do lasu i siedzieliśmy na zwalonym drzewie na otwartej przestrzeni. Był to czas godowy dla jelenia. Poprzedniego dnia usłyszeliśmy niektóre z nich. Była to także czas godowy dla sarny. Dlatego nie zdziwiło nas, gdy nagle na polanę pojawił się nagle sarenka, a za niej kozioł. Sarna zaczął się wypasać, kozioł zatrzymał się na skraju lasu i patrzył na nią. Sarenka również od czasu do czasu obserwował kozioł. Potem podniosła głowę i zrobiła kilka kroków do przodu. Kozioł wyszedł z lasu i poszedł za sarenka. Ona jednak zaczął chodzić trochę szybciej, tak że koza zawsze pozostawała w pewnej odległości od niej. Sarna zatoczyła niby wielkie koło. Prawie straciliśmy ją z oczu, kiedy była po drugiej stronie, ale potem przeszła obok nas i słyszeliśmy jej podniecone węszenie. Dziadek i ja byliśmy zafascynowani tym widok. Czasami kozioł podszedł bliżej jej i prawie przebiegł obok sarna. Ale wtedy ona odwróciła głowę do niego i szybko uciekła. Czułem, jak chciała kozła, ale też jeszcze nie chciała, a ja sama zaczynała być bardzo podniecony. Moje udach zaczęły drżeć i dotykali szybko się. Tak robili sarna i kozioł kilka okrążeń wokół polany, i coraz szybszy, moje udach również coraz szybsze dotykali się . Wcale się nie wstydziłem, kiedy mój dziadek spojrzał na mnie z dobrodusznym uśmiechem. Po prostu nie mogłem zrobić nic innego i on to zrozumiał. Znowu kozioł prawie wyprzedziła sarnę i nagle ona się zatrzymała. Kozioł skoczył na nią, a obie jednocześnie wydały surowy krzyk, który również przyniósł mi nie znany szczyt pobudzenie seksualne. Rzuciłem się w ramiona dziadka i on mi pogłaskałem po plecach. Jego pieszczoty były tak piękne i było dla mnie tak oczywiste, w czasie powoli podupadający podniecenie, zę nie mogłem się poruszyć. Moja głowa była pusta, ale wciąż czułem się fantastycznie. Kiedy znów podnosiłem głową, sarenka i kozioł zniknęli. Siedzieliśmy na pniu drzewa przez długi czas i nie musieliśmy nic mówić. Słońce już zaszło i cudowny spokój przeszedł nad lasem.
Pewnego razu jesiennym popołudniem poszliśmy do lasu i siedzieliśmy na zwalonym drzewie na otwartej przestrzeni. Był to czas godowy dla jelenia. Poprzedniego dnia usłyszeliśmy niektóre z nich. Była to także czas godowy dla sarny. Dlatego nie zdziwiło nas, gdy nagle na polanę pojawił się nagle sarenka, a za niej kozioł. Sarna zaczął się wypasać, kozioł zatrzymał się na skraju lasu i patrzył na nią. Sarenka również od czasu do czasu obserwował kozioł. Potem podniosła głowę i zrobiła kilka kroków do przodu. Kozioł wyszedł z lasu i poszedł za sarenka. Ona jednak zaczął chodzić trochę szybciej, tak że koza zawsze pozostawała w pewnej odległości od niej. Sarna zatoczyła niby wielkie koło. Prawie straciliśmy ją z oczu, kiedy była po drugiej stronie, ale potem przeszła obok nas i słyszeliśmy jej podniecone węszenie. Dziadek i ja byliśmy zafascynowani tym widok. Czasami kozioł podszedł bliżej jej i prawie przebiegł obok sarna. Ale wtedy ona odwróciła głowę do niego i szybko uciekła. Czułem, jak chciała kozła, ale też jeszcze nie chciała, a ja sama zaczynała być bardzo podniecony. Moje udach zaczęły drżeć i dotykali szybko się. Tak robili sarna i kozioł kilka okrążeń wokół polany, i coraz szybszy, moje udach również coraz szybsze dotykali się . Wcale się nie wstydziłem, kiedy mój dziadek spojrzał na mnie z dobrodusznym uśmiechem. Po prostu nie mogłem zrobić nic innego i on to zrozumiał. Znowu kozioł prawie wyprzedziła sarnę i nagle ona się zatrzymała. Kozioł skoczył na nią, a obie jednocześnie wydały surowy krzyk, który również przyniósł mi nie znany szczyt pobudzenie seksualne. Rzuciłem się w ramiona dziadka i on mi pogłaskałem po plecach. Jego pieszczoty były tak piękne i było dla mnie tak oczywiste, w czasie powoli podupadający podniecenie, zę nie mogłem się poruszyć. Moja głowa była pusta, ale wciąż czułem się fantastycznie. Kiedy znów podnosiłem głową, sarenka i kozioł zniknęli. Siedzieliśmy na pniu drzewa przez długi czas i nie musieliśmy nic mówić. Słońce już zaszło i cudowny spokój przeszedł nad lasem.
Na
dit lange verhaal over grootvader begrijp je, wat voor groot
vertrouwen we hadden en hoe innig wij beide samenleefden. Er waren
geen woorden meer nodig. We begrepen elkaar, omdat we wisten, hoe de
ander zich voelde, ofschoon ik een klein meisje was van vijftien
jaar, en hij al een oude man was.
Op
een keer waren we in de herfst weer eens samen op een late namiddag
naar het bos gegaan en waren bij een open plek op een omgevallen boom
gaan zitten. Het was de bronsttijd van de herten. We hadden enkele van
hen de vorige dag al horen burlen. Ook voor de reeën was het
bronsttijd. Daarom waren we ook niet verrast, toen er plotseling een
ree, die door een reebok gevolgd werd, de open plek opging. Het ree
begon te grazen, de bok bleef bij de bosrand staan en keek steeds
naar haar. Ook het ree keek van tijd tot tijd naar de bok. Toen hief
ze haar hoofd op en maakte een paar passen voorwaarts. De bok kwam
uit het bos en liep achter het ree aan. Die begon echter iets sneller
te lopen, zodat de bok steeds op een zekere afstand van haar bleef.
Het ree maakte als het ware een grote cirkel. We verloren het bijna
uit het oog, als ze aan de andere kant was, maar kwam dan weer dicht
aan ons voorbij gelopen, en je kon haar opgewonden snuiven horen.
Grootvader en ik waren van dit uitzicht geboeid. Soms kwam de bok
dichterbij en liep bijna langs het ree. Maar dan draaide ze haar kop
helemaal naar hem toe en rende snel weg. Ik voelde, hoe ze de bok
wilde, maar ook nog niet wilde en werd zelf heel opgewonden. Mijn
dijen begonnen te trillen en snel tegen elkaar te slaan. Zo liepen
het ree en de bok al meerdere rondjes over de open plek en werden
steeds sneller, ook mijn dijen gingen steeds sneller tegen elkaar. Ik
schaamde me helemaal niet, toen grootvader me met een goedmoedig
lachje aankeek. Ik kon gewoon niet anders, en hij begreep het. Weer
had de bok voor ons het ree bijna ingehaald, daar bleef ze plots
staan. De bok besprong haar, en beide stootten daarbij tegelijk een
rauwe schreeuw uit, die bij mij ook een nooit gekend hoogtepunt van
opwinding bracht. Ik gooide me in de armen van grootvader, en hij
streelde mijn rug. Zijn aaien was zo mooi, en hoorde als
vanzelfsprekend bij mijn nu langzaam afnemende opwinding, dat ik me
niet bewegen kon. Mijn hoofd was leeg, maar ik voelde me toch
fantastisch. Toen ik weer opkeek waren het ree en de bok verdwenen.
We zaten nog lang op de boomstam en hoefden geen woord te zeggen. De
zon was ondergegaan, en over het bos kwam een wonderbaarlijke rust.
Geen opmerkingen:
Een reactie posten