huis in Gotthardsberg
Tijdens het inhuldigingsfeest van scholtis Jörg Hans Ulrich Wegener in
Blumendorf kwam plotseling de boswachter de berg af en meldde dat de graaf een
ongeluk had gehad tijdens een jachtpartij in het bos en zijn been gebroken had.
Hij lag hulpeloos in het bos. (Toendertijd 1698 was er boven op de berg alleen
het boswachtershuis)
Er werd een wagen aangespannen en alle feestgangers gingen onder
muzikale beleiding en een vat bier, de graaf helpen. De nieuwe scholtis verbond
het been van de graaf en om de pijn te verminderen dronk de graaf het heerlijke
koele bier. Het was het lekkerste bier dat hij ooit gedronken had. Zijn teneergeslagenheid
was omgeslagen in vrolijkheid. Hij werd op een wagen geladen en zo trok een feestelijke stoet van
Blumendorf tot aan Rabishau. De mensen riepen 'leve de graaf' en 'leve Hans
Ulrich'. Vandaar ging het in een rustiger gezelschap door de velden naar
het kasteel Greiffenstein waar de graaf stomdronken arriveerde.
Niet lang daarna werd Jörg Hans Ulrich bij de graaf ontboden. Hij kreeg
van hem als dank, twee tinnen kelken die met jachtmotieven versierd waren. Met
de woorden; Ik denk dat dit een belangrijk atribuut is voor de drinkgrage
Blumendorfer. Als ik de volgende keer kom jagen, zal ik jullie bezoeken en
kunnen we samen de kelken legen. Hierna kreeg de scholtis de opdracht om Laidenhauser, later
Gotthardsberg genoemd te bouwen. In Blumendorf was er een gebrek aan woningen
en daarboven was plaats genoeg. Het bouwhout kon verkregen worden door het bos
te kappen, en dan had men meteen weidegrond voor het vee.
Jörg Hans Ulrich ging
aan de slag en maakte een plan. De boswachter was hier niet zo blij mee, die
zag zijn rust verstoord worden, maar zag ook wel de voordelen. Toch werd er een
voorbehoud gemaakt, het eerste boerenhuis moest op minimaal 50 Ruthen (180 m)
van de boswachterij gebouwd worden. In eerste instantie ging het om 12
boerderijen.
De boomstammen werden in de winter met sleden naar de plankenmolens in
Blumendorf gebracht om te zagen en te drogen. Zo kon men in het voorjaar de
boomstronken rooien en direkt met de bouw van de huizen beginnen. Ondertussen
werden de putten gegraven en stenen aangevoerd voor de fundamenten. Het wild
trok zich vanwege het lawaai diep terug in het bos.
De verloting van de huizen ging als volgt; in een emmer vol met zand
stonden 12 stokjes van verschillende lengtes. Één kind van elke familie mocht
een stokje uit de emmer trekken. Het langste stokje was voor het eerste huis na
de boswachterij, het op één na langste voor het tweede huis enz. Er werden zes
huizen tegelijk gebouwt. In de zomer was het “Richtfest” en in de herfst waren
alle huizen klaar. Op tijd want er kwam een vroege, strenge winter, en
daarboven ging het er harder aan toe, dan beneden in Blumendorf. Beschutting
tegen de wind was er namelijk nog niet, die kon pas in het voorjaar geplant
worden.
Jak powstała Boża Góra
Podczas uroczystości
inauguracyjnych sołtys Kwieciszowic Jörg Hans Ulrich Wegener otrzymał wiadomość
od leśnika, że hrabia podczas polowania w lesie miał wypadek, złamał nogę i
leży bezradny w lesie (w 1698 roku leśniczówka znajdowała się w górnej części
Kwieciszowic, miejsce to nazywano „Laiden”, czyli po polsku łąka).
Szybko załatwiono wóz i
wszyscy biorący udział w imprezie, zaopatrzeni w beczkę piwa i przy dźwiękach
muzyki podążyli ratować hrabiego. Nowy sołtys, który posiadał trochę wiedzy
medycznej, opatrzył nogę hrabiego i aby złagodzić ból uraczono go wspaniałym
piwem. I to było najlepsze piwo, które on kiedykolwiek pił! Po kilku szklankach
piwa jego smutek szybko zamienił się w radość. Umieszczono go na wozie i przy
akompaniamencie wesołej muzyki ruszono przez Kwieciszowice i Proszowa do
Rębiszowa. Ludzie wykrzykiwali: „Viva Hrabia”, „viva Hans Ulrich”. Stamtąd
ruszono przez pola w stronę zamku Gryf.
W kilka dni później Jörg
Hans Wegener został zawezwany do hrabiego. Dostał od hrabiego 2 cynowe kubki
ozdobione motywami myśliwskimi i słowami: „myślę, że to ważny atrybut dla
Kwieciszowickiego miłośnika picia piwa. Jak następnym razem przyjadę na
polowanie, to nie omieszkam z wami opróżnić te kufelki”. W tej czasie sołtys otrzymał zlecenie zbudowania Bożej Góry. W
Kwieciszowicach brakowało domów do zamieszkania, a tam na górze było mnóstwo
miejsca. Drewno można było pozyskać w pobliskich lasach i w ten sposób mogli
mieć później też pastwiska dla bydła.
Jörg Hans Wegener zabrał się od razu do
pracy, zaczynając od sporządzenia planu. Leśnik nie był zbytnio z tego
pomysłu zadowolony, widząc iż jego spokój zostanie zakłócony, ale ujrzał
również korzyści z tego płynące. Postawił tylko jeden warunek, a mianowicie, że
pierwszy dom zostanie wybudowany w odległości przynajmniej 50 Ruthen (180 m) od
jego leśniczówki.
Na
początek chodziło o 12 gospodarstw. Pnie drzew były saniami transportowane do
Kwieciszowic, do młyna. Tam były cięte na deski i suszone, tak aby na wiosnę,
po usunięciu pni można było zacząć budowę. W międzyczasie kopano studnie i
kładziono fundamenty z kamienia. Zwierzęta wypłoszone hałasem pouciekały w głąb
lasu.
Losowanie domów przebiegało w następujący sposób: w wiadrze pełnym piachu
znajdowało się 12 różnej długości patyków. Jedno dziecko wybrane z każdej
rodziny mogło z wiadra wyciągnąć patyczek. Najdłuższy patyk był dla domu
leżącym najbliżej leśniczówki, drugi pod względem długości wskazywał na
następny dom itd. Budowano 6 domów jednocześnie. W lecie umieszczono na ich
dachach wiechy, a jesienią wszystkie domy były już gotowe. I zdążyli na czas,
ponieważ nadeszła wczesna i sroga zima, wiał przejmujący wiatr i warunki były
tam dużo gorsze niż w dole w Kwieciszowicach. Tam na górze nie było gdzie się
schronić przed wiatrem i dopiero wiosną można było zasadzić nowe drzewa.